Witajcie Kochani. Dość długo nie pisałam na blogu i wiem, że zastanawiacie się co się u Nas dzieje...
Fakt, ostatnie zawirowania w moim życiu, nieoczekiwane zwroty mojej sytuacji zdrowotnej wytrąciły mnie trochę z równowagi.Trochę zamknęłam się w swoich czterech ścianach , w swoim świecie, ze swoimi myślami ,nawarstwiającymi się problemami i straciłam chęć do otwarcia się na ludzi.Na dodatek Adasia stan zmienia się jak w kalejdoskopie...przed świętami wymiotował i jak już doszedł do siebie, to znowu gronkowiec zaatakował oczko,(tym razem lewe). Jak się udało uporać z ropiejącym i czerwonym oczkiem i dzięki zwiększonej dawce miodu Manuka i Gentamycynie uśpiliśmy zmorę , to wczoraj wieczorem znowu Adaś zaaplikował mi wymioty...no i tak mi się już druga noc nieprzespana szykuje...
Ale ten dzisiejszy dzień przyniósł Mi też ...iskierkę nadziei,która, mam nadzieję, zapłonie jasnym płomieniem w moim życiu.Sprawcą tej iskierki jest Kochany Anioł Nadziei,czytelniczka tego bloga i dzięki rozmowie z Nią wstąpiła we mnie chęć dalszej walki ...tak jak do tej pory. Czyli wraca dawna Ja, myślę,że dam radę...mimo wszystko i na przekór wszystkiemu...Muszę jednak nabrać pewności siebie i przypomnieć sobie moje mocne postanowienie ze stycznia tego roku,które tutaj jeszcze raz przytoczę:
Zaprosiło mnie do stołu
szare
zwykłe życie
postawiło bladą filiżankę
z herbatą bez smaku
Pij... powiada
podsuwając gorzki cukier
Pij... bo nie masz wyboru.
Czyżby...?
Pomyślałam
i wstałam od stołu.
Wróciłam po chwili
swój dzbanek przyniosłam
Pij Życie ... powiadam
To Ja
dokonuję wyboru!!!
Więc znowu nadeszła pora wyciągnąć z zakamarka SWÓJ DZBANEK, ZE SWOIM ŻYCIEM i dokonać SWOJEGO WYBORU
DZIĘKUJĘ ANIU!!!
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać."Gdyby nie anioły w postaci naszych przyjaciół byłoby nam wszystkim zbyt ciężko dźwigać to, co stawia nam czasem na stole życie.Czasem ktoś pokaże nam drogę której my nie potrafimy czy nie mamy siły dostrzec. Na mojej drodze kilka razy stawały takie anioły i pomogły bardzo bardzo, TY Danusiu wiesz jak:) Danusiu, ściskam i tulę mocno.
OdpowiedzUsuńMasz rację Aniu...nie jestem w stanie wyrazić mojej wdzięczności Aniołowi, bo uświadomił mi,że moje skrzydła mogą jeszcze wznieść się do góry.Dziękuję Aniu!!!
UsuńNo i teraz wiem, że nic nie dzieje się bez celu.
OdpowiedzUsuńdobrze ze sa takie osoby ktore potrafia wesprzec dobrym slowem i zachecaja do dalszej walki
OdpowiedzUsuńzycze duzo sily
Dziękuję Żanetko.Człowiek nie powinien być samotną wyspą,bo dopiero wśród ludzi jego życie nabiera wartości.
UsuńPozdrawiam.
Bardzo Dorze że są takie Osoby
OdpowiedzUsuńdobrze jest porozmawiać z kimś zaufanym ;) zdrowia!
OdpowiedzUsuńDanuniu...wreeeszcie.
OdpowiedzUsuńMy też wierzymy:*
Piękne słowa...Danusiu cieszę się, że napisałaś do nas. Zaglądałam codziennie z nadzieją, że się pojawisz.
OdpowiedzUsuńTo prawda człowiek musi mieć kogoś do wypłakania i wygadania :)
Tyle Na Ciebie, Na Was czekałam :***
OdpowiedzUsuńChyba Wszyscy poczuliśmy ulgę z tym wpisem. Wchodzimy, myślimy, czekamy.....Jesteś. :)
OdpowiedzUsuńPani Danusiu, co nowego u Adasia? Mam nadzieję, że w dalszym ciągu łobuzuje po swojemu. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo sił do pokonywania przeciwności losu.
OdpowiedzUsuńDanusiu przyznam , że się martwiłam. Co wchodziłam na twój blog, to nic . Nie ma Cię i nie ma. A dzisiaj się cieszę,bo nareszcie jest wpis. Mam nadzieję , że dajecie sobie radę z Adasiem. I obyś ten swój dzbanek nosiła jak najdłużej razem z Adasiem.Pozdrawiam . Kaska
OdpowiedzUsuńWitaj Danusiu, znów sie nie odzywasz i czuje niepokój. Czy można Wam jakoś pomóc? Odezwij sie. Całuje mocno Ania
OdpowiedzUsuń